Polscy handlarze w Berlinie Zachodnim

Turystyka handlowa Polaków do Berlina Zachodniego w latach 1989–1990

Polscy handlarze w Berlinie Zachodnim – ludzie przebywający w Berlinie Zachodnim wskutek fali weekendowych wyjazdów Polaków do Berlina Zachodniego w latach 1989–1990 w celach handlowych, a ściślej sprzedaży polskich produktów, głównie wódki i papierosów[1]. Liczbę handlujących oblicza się na 30–40 tys dziennie. W języku niemieckim nazywano ten handel Polenmarkt[2]. Handlowano głównie w okolicach Placu Poczdamskiego. Na wystąpienie zjawiska nałożyło się kilka czynników: bliskość Berlina Zachodniego, ułatwienia paszportowe od roku 1989, ruch bezwizowy, zła sytuacja ekonomiczna w Polsce w końcowej epoce komunizmu, korzystny dla tego typu handlu kurs waluty[2][3].

Przyczyny edytuj

Berlin Zachodni był jedynym miejscem na Zachodzie, do którego Polacy mogli udawać się bez wiz, wyłącznie na podstawie paszportu. Dodatkowo w roku 1989 zmieniły się przepisy paszportowe, w związku z czym każdy mógł otrzymać paszport. Co prawda przepisy odnośnie pobytu Polaków na terenie Republiki Federalnej Niemiec były dość restrykcyjne, np. musieli oni posiadać 50 marek niemieckich na każdy dzień pobytu i mieć zaproszenia, jednak te ograniczenia nie obowiązywały w Berlinie Zachodnim, w którym obywatele państw zwycięskich w II wojnie światowej mogli przebywać do 31 dni. Handlowanie przez Polaków miało istotne przyczyny gospodarcze, powodujące, że było to dla nich bardzo opłacalne – ciężka sytuacja ekonomiczna w Polsce oraz korzystny kurs marki[2].

Miejsce edytuj

Handlowano głównie w rejonie placu Poczdamskiego w okolicach muru berlińskiego[2], a autobusy parkowano przy alei 17 lipca[4]. W szczytowym momencie do Berlina przyjeżdżało dziennie 300 autokarów z Polski, poza tym przybywano kilkunastoma pociągami i samochodami osobowymi. Wśród sprzedających byli ludzie różnego wieku i profesji, w tym nauczyciele i lekarze[3].

Handel edytuj

Towarem, sprzedawanym głównie z leżących na ziemi koców[3] w tym handlu było w zasadzie wszystko[2]. Przeważały alkohol i papierosy, ale na handel wożono nawet masło, inną żywność, a nawet kury[4]. Szczególną popularnością cieszyła się żubrówka[4]. W świetle miejscowych przepisów handel miał charakter nielegalny; handlującym groziła konfiskata towaru i wiza administracyjna (pieczątka w paszporcie oznaczająca zakaz wjazdu do Berlina, tzw. misiek)[5]. Mimo takich zagrożeń Polacy masowo przyjeżdżali na handel, głównie z powodu trudnej sytuacji materialnej, a także korzystnego kursu marki zachodnioniemieckiej względem złotego. Przykładowo sprzedaż 20 bluzek, które w Polsce kosztowały ok. 2 marki, dawało zysk równy miesięcznemu zarobkowi, ok. 40 marek[2]. Przeciętny dzienny utarg wynosił 20 marek[4].

Pieniądze przywożono do Polski lub kupowano na miejscu elektronikę i tanią żywność w sklepach Aldi[4] albo w sklepach z elektroniką w pobliżu Potsdamer Platz założonych przez Polaków[3]. Towary te często trafiały na bazary i targowiska w Polsce. Handel skończył się po reformach Leszka Balcerowicza, kiedy zmieniły się relacje cenowe i przestał być opłacalny[4].

Reakcja berlińczyków edytuj

Reakcja berlińczyków początkowo była przyjazna lub obojętna, towary kupowali zarówno Niemcy, jak i emigranci[2]. Ekonomiści przyznają, że polski handel działał pozytywnie na zachodnioberlińską gospodarkę[3]. Niechęć pojawiła się dopiero, gdy rynek rozrósł się do dużych rozmiarów[2]. O ile reakcja celników enerdowskich była raczej obojętna, polscy handlarze byli skrupulatnie kontrolowani przez celników zachodnioniemieckich. Samochody były drobiazgowo sprawdzane, zaglądano do bagażników, pod siedzenia. Nielegalny alkohol był konfiskowany i wlewany do ścieku. Niemniej jednak pokątny handel był przez władze Berlina tolerowany; burmistrz miasta Walter Momper mówił: Skoro tyle lat wzywaliśmy, by Wschód otworzył się na Zachód, to kiedy wreszcie się to stało, nie powinniśmy napuszczać na Polaków policji. Tymczasem bazar zaczynał irytować berlińczyków, głównie z uwagi na niewłaściwe zachowanie Polaków, zanieczyszczenia i dewastację zieleni miejskiej[6], toteż wzmożono kontrole, wprowadzono wizy administracyjne[4][6]. Podnoszono problemy wywołane przez handel – prostytucję, brud, przestępczość[3]. Nastroje nieprzyjazne Polakom zmieniły się dopiero po upadku muru[6].

Handel w kulturze edytuj

Polski handel na ulicach Berlina Zachodniego był tematem piosenki zespołu Big Cyc Berlin Zachodni[1].

Przypisy edytuj

  1. a b Skaradziński i Wojciechowski 2017 ↓, s. 474.
  2. a b c d e f g h „Polenmarkt” na Placu Poczdamskim w Berlinie. Porta Polonica. [dostęp 2023-11-26].
  3. a b c d e f Polen in Berlin :Mäntel, Wurst und Vorurteile. TAZ. [dostęp 2023-11-26].
  4. a b c d e f g Łukasz Zalesiński: „Polak co drugi chodnik”. Tak się zarabiało w Berlinie Zachodnim. Onet podróże, 2022-09-20. [dostęp 2023-11-26].
  5. Volker Wagener: Niemcy: migranci wracają do domu. Boją się "misia". Deutsche Welle, 2015-10-27. [dostęp 2023-11-26].
  6. a b c Andrzej Stach: Najazd Polaków na Berlin. Deutsche Welle, 2009-11-03. [dostęp 2023-11-26].

Bibliografia edytuj

  • Jan Skaradziński, Konrad Wojciechowski, Piosenka musi posiadać tekst i muzykę. 200 najważniejszych utworów polskiego rocka, Czerwonak: In Rock, 2017, s. 474, ISBN 83-64373-54-4.