Rozruchy w Jeżowie

Rozruchy w Jeżowie – rabunek i starcie zbrojne polskich chłopów, milicjantów i żołnierzy z żołnierzami sowieckimi, do którego doszło 25 października 1945 w Jeżowie (powiat brzeziński).

Do zdarzeń doszło na miejscowym targu, kiedy to pijani czerwonoarmiści zaczęli plądrować i rabować polskie stragany należące do okolicznych chłopów (było to dziewięciu żołnierzy z kompanii ochrony Oficerskiej Szkoły Łączności pod dowództwem młodszego lejtnanta Mitina lub Milutina, którzy wcześniej kontrolowali drzewka owocowe w pobliskim majątku Popień). Powodem było zawyżenie ceny ogórków (chętnie konsumowanych przez Sowietów do wódki) przez jednego ze sprzedawców. Właściciele dobytku postawili tym działaniom zdecydowany opór, m.in. używając kamieni i pistoletu (być może to Sowieci pierwsi użyli pepeszy)[1]. Na pewno Rosjanie użyli granatów ręcznych, którymi obrzucili cywilów. W odpowiedzi na atak do Jeżowa ściągnęły posiłki złożone z funkcjonariuszy milicji oraz pracowników Urzędu Bezpieczeństwa z Brzezin. Było to konieczne, ponieważ miejscowi funkcjonariusze milicji zostali poprzedniej nocy rozbrojeni przez nieznany oddział zbrojnego podziemia i nie mogli stawić Sowietom należytego oporu. Sowieci zajęli więc bez trudu i zdemolowali lokalny posterunek milicji. Dalej demolowali stragany i terroryzowali miejscową ludność, która mimo wszystko broniła się wraz z dwoma żołnierzami Wojska Polskiego. W końcu przybył z Brzezin 23-osobowy oddział funkcjonariuszy MO z Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego[1]. Mocno naciskani żołnierze sowieccy wycofali się do Popienia i zabarykadowali się w jednym z budynków zajmowanych przez Armię Czerwoną, gdzie odpierali ataki Polaków i odmawiali poddania się (mieli m.in. karabin maszynowy, z którego razili Polaków i odpierali oblężenie). Obie strony telefonowały po posiłki, bo wszystkim z czasem skończyła się amunicja, a Sowieci zaczęli trzeźwieć. Lejtnant Milutin odmawiał wydania sprawców rozruchów oblegającym Polakom, którzy grozili sądem doraźnym. Zażądał także przewiezienia rannych do szpitala[1]. Do Jeżowa przybył wówczas nieznany z nazwiska wyższy rangą oficer Armii Czerwonej (być może komendant jednostki[1]), który złożył obietnicę oddania napastników w ręce rosyjskiego wymiaru sprawiedliwości. Ostatecznie zakończyło to starcia, w których zginęło 17 osób, a wiele zostało rannych[2][3]. Kilka godzin po zakończeniu walk i po przesłuchaniu, Sowieci powrócili do swojej kwatery w Popieniu, co wywołało wściekłość Polaków, ale do dalszych starć nie doszło[1].

Przypisy edytuj

  1. a b c d e Rzeczpospolita, Stanisław Jankowski: Dawaj czasy! Czyli wyzwolenie po sowiecku
  2. Dariusz Kaliński, Czerwona zaraza. Jak naprawdę wyglądało wyzwolenie Polski?, Znak, 2017, s.60, ISBN 978-83-240-4194-7
  3. Dziennik Łódzki, Znienawidzona Armia Czerwona w Łodzi