Redyk: Różnice pomiędzy wersjami

[wersja nieprzejrzana][wersja przejrzana]
Usunięta treść Dodana treść
m →‎Przebieg redyku: korekta nagłówka
nie zamieszczamy takich tekstów w encyklopedii
Linia 20:
 
Wśród sałaszników były tez obecne przesądy. Wierzono, że nieszczęście może spotkać całe stado, gdy na końcu stada idzie czarna owca. W przypadku gdy stadu, pasterzom, sałasznikom w trakcie wejścia na górę przez drogę przeszła kobieta, to należało wrócić inną drogą<ref name=":0" />.
 
Ksiądz Emanuel Grim, w wierszu ''„O Kubie sałaszniku” -'' tak oto wspominał redyk w Beskidzie Śląskim<ref>{{Cytuj|autor=|tytuł=Katalog serów górali polskich|data=2007|wydawca=Tatrzańsko-Beskidzka Spółdzielnia Producentów „Gazdowie”|s=10}}</ref>:
 
"Miłe chwile dla Kuby, to owiec mieszanie.
 
Wtedy Kuba na pewno o północy wstanie,
 
bo oblecieć wpierw musi wszystkich gospodarzy...
 
To z tym i owym gazdą jak bacza pogwarzy,
 
a ten i owy Kubę zaprosi, ugości.
 
Wszak całe lato będzie pilnował ich włości.
 
A nad ranem to beku po całej dziedzinie,
 
bo beczą owce, dzieci, na płacz i gaździnie.
 
Zanosi się najbardziej płaczem sama dziewka,
 
że wyprowadzić musi swe owieczki z chlewka.
 
Bo ona całą zimę owieczki karmiła,
 
do niej się przywiązała owcza trzódka miła...
 
Beczą stare owieczki, beczą i mładzienta,
 
bo matka na czas długi będzie od nich wzięta.
 
Beczą stare barany, beczą i mierloki,
 
że będą rozpędzone w obcy świat szeroki.
 
Płaczą dzieci, służba, gaździna i gazda,
 
Kuba płaczliwie woła: „Na sałasz, wio! Jazda!
 
A na czele orszaku stoją dwaj gajdosze,
 
oni sami nie płaczą, bo spici po trosze,
 
ten i ów poczęstował... Góralska kapela
 
do ogólnego płaczu ma wlać coś wesela.
 
Jeden gajdy nadyma, drugi skrzypce stroi,
 
jak gdy żenicha wiodą do ślubnej dziewoi...
 
I już się cały hufiec na stromy brzeg wspina,
 
by gruba wydłużona, naderwana lina...
 
To się kłębi powoli, to grubnie, to zwęża,
 
podobny w swych łamańcach do zwinnego węża.
 
Wszystko cichnie, nie słychać już owieczek beku,
 
w takt muzyki gajdoszów wszystko idzie lekko...
 
A na sałaszu górnym prawdziwa uciecha...
 
Kuba, zadowolony, szczerze się uśmiecha,
 
owce trzykroć prowadzi około koszora,
 
by mleka miały dużo, wełna była spora.
 
Sam koszor skrapla wodą święconą miast księdza,
 
potem owieczki żegna, do koszora wpędza.
 
Ruszają do koliby... Ta cała w zieleni,
 
widać, że Kuby chasa dzisiaj się nie leni.
 
Z progu więc Kuba ściany i powałę święci,
 
u drzwi żegnaczek wiesza chasie dla pamięci,
 
ona gdy próg przestąpi, palec w wodzie macza
 
i żegna się pobożnie, bo tak każe bacza.
 
W kolibie to prawdziwa uczta zastawiona,
 
tu godnie przyjąć gazdów pragnie Kuby żona:
 
wędlina, chleb i wódka gazdom, z serem kminek,
 
kubuś masny i cukier znowu dla gaździnek,
 
więc ze serca i gazdów i gaździnki raczy...
 
A owce już na paszy pod dozorem baczy.
 
Przed kolibą gajdosze grają żwawo, skocznie,
 
ten i ów pośpiewuje i kręcić się pocznie.
 
Już wszyscy zapomnieli o codziennej biedzie.
 
Już śpiewają w tańcu: „Od Orawy deszcz idzie...”
 
i inne owięzioki sypią, by z rękawa,
 
i rozwija się żywo góralsko zabawa...
 
I bawią się ochoczo wszyscy do udoju...
 
Kuba wnet mleko klaga, żentycą się poją,
 
każdy na skosztowanie grudkę sera bierze,
 
by pierwocinę zanieść dzieciom na wieczerzę...
 
A gdy zmierzchło, w dolinę powrót rozpoczęto
 
I tak się zakończyło sałaśnicze święto".
 
== Obrzędowość ==