Zabłądzenie zorganizowanej grupy na stokach Pilska
Zabłądzenie zorganizowanej grupy na stokach Pilska, zwane również wypadkiem na Pilsku, tragedią na Pilsku – zabłądzenie szesnastoosobowej grupy uczniów kaliskiej Szkoły Podstawowej nr 12 (o profilu sportowym ze specjalnością lekkoatletyczną) podczas grupowej wycieczki na szczyt Pilska 27 grudnia 1980[a]. Grupa zabłądziła w trudnych warunkach atmosferycznych i błądziła po stoku od popołudnia do następnego dnia nad ranem, będąc zawrócona na szczyt w ciężkich warunkach atmosferycznych przez słowackiego leśnika. Grupa została znaleziona przez polskiego celnika i czechosłowackiego inżyniera, po czym została przetransportowana do leśniczówki[3]. Wypadku nie przeżyły trzy osoby, najstarsi chłopcy z grupy[4].
Pilsko | |
Państwo | |
---|---|
Miejsce |
zbocza góry Pilsko |
Rodzaj zdarzenia |
zabłądzenie |
Data |
27 grudnia 1980 |
Godzina |
19:00 |
Ofiary śmiertelne |
3 osoby |
Położenie na mapie Polski w latach 1975–1991 | |
Położenie na mapie Czechosłowacji | |
49°31′38″N 19°19′06″E/49,527222 19,318333 |
Przebieg wydarzeń
edytujUczniowie ze szkoły sportowej z Kalisza[3] przebywali od 22 grudnia[5] na obozie kondycyjnym w Korbielowie. 27 grudnia 16-osobowa grupa młodzieży (5 dziewczynek w wieku 12–14 lat i 11 chłopców w wieku od 14 do 17 lat)[6] pod opieką trenera Krzysztofa Kisiela[7] wybrała się na Halę Miziową[4]. Jeden z nich, Ireneusz Langwerski, był mistrzem Polski juniorów w chodzie na 10 km[8]. Jeszcze przed wyjściem, ze względu na złe samopoczucie, jedna z dziewcząt zrezygnowała z zaprawy i pozostała w ośrodku[6]. Grupa pokonała trasę w 1 godzinę i 15 minut (przy orientacyjnym czasie dojścia 2 godz. 30 min[7]) i osiągnęła Halę Miziową o godz. 11:20[6]. Mimo braku przygotowania (brak ciepłego stroju i obuwia – członkowie grupy mieli na sobie lekkie obuwie sportowe i kurtki, niedostateczne zapasy żywności i ciepłych napojów) trener zgodził się, by młodzież weszła żółtym szlakiem[5] na szczyt Pilska; zdobyto go około godziny 12:00. Następnie w niekorzystnych warunkach atmosferycznych[9] (spadek temperatury i wysoki śnieg[3]) grupa skierowała się w stronę przełęczy Glinne. Pomyliła jednak drogę i zeszła na stronę czechosłowacką, skąd została zawrócona przez czechosłowackiego leśnika na szczyt. Leśnik poinformował ich o polowaniu oraz zagroził karą pieniężną za nielegalne przekroczenie granicy[6]. Według niektórych źródeł również postraszył uczestników wycieczki bronią[5]. W wywiadzie telewizyjnym leśnik oświadczył, że wystraszył się grupy, gdyż „zaszła go od tyłu”[6].
Trener podjął decyzję powrotu przez Pilsko[7], na które grupa dotarła około 16:00. Tam zabłądziła ponownie. Nastąpiło dalsze pogorszenie warunków atmosferycznych: temperatura spadła do –12 °C[9], rozpoczęła się mgła i zadymka śnieżna[6]. Grupa błąkała się w rejonie kopuły szczytowej Pilska do następnego dnia rano i znów zeszła na stronę czechosłowacką; od godziny 21:30 do 4:30 zmarły trzy osoby (drugi zgon nastąpił ok. 23:00)[6]. Pomimo że trener walczył o życie dzieci, oddając im ubranie, nie przyniosło to spodziewanych rezultatów. Zdecydował się pozostawić zmarłych na miejscu i dalej szukać drogi[6]. Pierwszy zmarł szesnastoletni Leszek Śledź. Trener i koledzy przez dwie godziny usiłowali reanimować go, rozcierając ramiona i plecy. Po śmierci chłopca trener zdecydował, że grupa pójdzie dalej. Po drodze młodzież śpiewała kolędy, modliła się i robiła co mogła, by nie usnąć. Dwie następne ofiary przed śmiercią zasnęły[5]. Zginęli najstarsi uczestnicy grupy, którzy torowali pozostałym drogę w zaspach i oddali im część swojej odzieży[5]. Ponadto, jak stwierdził biegły sądowy, najstarsi chłopcy zdawali sobie sprawę z grozy sytuacji, stąd szybciej tracili siły[5]. Po 21 godzinach marszu grupa została odnaleziona następnego dnia rano ok. 7:00[6] przez polskiego celnika Józefa Bolka i czechosłowackiego inżyniera leśnictwa Ludovita Janiaka, którzy udzielili jej pomocy i sprowadzili do Mutnego[3]. Uczestnicy zostali przetransportowani do leśniczówki samochodem Moskwicz w dwóch turach[5], część z odmrożeniami twarzy, uszu oraz palców u rąk i nóg[7].
Akcja ratownicza GOPR
edytujAkcja ratownicza rozpoczęła się o godz. 4:00. Jednym z powodów tak późnego jej rozpoczęcia był brak łączności, przy czym o zaginięciu grupy wiadomo było co najmniej 12 godzin wcześniej[6]. Jednocześnie w nocy zaginionej wycieczki szukało 30 ratowników z Grupy Beskidzkiej GOPR i Wojska Ochrony Pogranicza[3][9]. Akcją dowodził Adam Kubala, ówczesny naczelnik Grupy Beskidzkiej GOPR[5].
Reperkusje
edytujWypadek był szeroko relacjonowany i komentowany w prasie. Część komentatorów za tragedię obarczała bezpośrednio trenera, a także klub sportowy „Calisia”. Wskazywano na zaniedbania i wielokrotne złamanie przepisów dotyczących organizacji wycieczek[6] – tak twierdził m.in. Marian Bielecki, naczelnik Grupy Beskidzkiej GOPR[6]. Zgodnie z ówczesnymi przepisami górskie wycieczki piesze powyżej 1000 m n.p.m. mogły być organizowane tylko dla dzieci powyżej 14 lat w okresie od 15 czerwca do 15 września pod opieką przewodnika lub przodownika turystyki górskiej[9]. Część krytyków skupiła się na postawie GOPR-u, który nie dość, że zbyt późno rozpoczął akcję ratunkową, to oskarżał uczestników wycieczki o mówienie nieprawdy[6]. Po wypadku wojewoda bielski na wniosek GOPR wydał zakaz poruszania się zimą w Beskidach powyżej granicy lasu[6]. Komentujący sprawę Jacek Kolbuszewski stwierdził na łamach czasopisma „Wierchy”, że taki wypadek musiał się zdarzyć z uwagi na ówczesny stan turystyki górskiej w kraju, a zarządzenie wojewody skomentował: „W lesie również można się zgubić”[6]. Trener Kisiel został uniewinniony od zarzutu nieumyślnego spowodowania śmierci[5].
Ofiary wycieczki
edytuj- Ireneusz Langwerski (lat 17)
- Leszek Śledź (lat 16)
- Marek Witczak (lat 14)[3]
Zobacz też
edytujUwagi
edytuj- ↑ Rok później prasa relacjonowała kolejne zaginięcie młodzieży na Pilsku – w grudniu 1981 zagubiło się pięcioro uczniów częstochowskich szkół w wieku 16 i 17 lat. Akcja GOPR trwała około 16 godzin, a młodzież odnaleziono po stronie czechosłowackiej. Ofiary wypadku nie były w stanie iść dalej, mimo pomocy dwóch ratowników; do godz. 4 czekano na następną grupę GOPR-owców[1]. Akcje ratownicze prowadzono przy brakach sprzętowych beskidzkiego GOPR-u: na wyposażeniu były wówczas dwa pojazdy UAZ, a stacja dyspozycyjna miała dwa telefony, w tym jeden nieczynny[2].
Przypisy
edytuj- ↑ Znów o krok od tragedii na stokach Pilska. „Dziennik Bałtycki”. 241, s. 2, 1981-12-07. [dostęp 2018-09-16].
- ↑ Kryzys czy zwykle niedbalstwo władz? Beskidzki GOPR – unieruchomiony. „Dziennik Bałtycki”. 244, s. 2, 1981-12-10. [dostęp 2018-09-16].
- ↑ a b c d e f Andrzej Matuszczyk: „Biała śmierć” wśród uczestników sportowego zgrupowania. [w:] Borowice.pl [on-line]. [dostęp 2017-12-21].
- ↑ a b Witold Kożdoń: Nie ignorujmy gór! Beskidy za lekkomyślność mogą zabić. [w:] Dziennik Zachodni [on-line]. 2013-01-26. [dostęp 2017-12-21].
- ↑ a b c d e f g h i Ewa Furtak. Tragedia na kapuścianej górze. „Gazeta Wyborcza Katowice”. 301, s. 6, 2011-12-28.
- ↑ a b c d e f g h i j k l m n o Jacek Kolbuszewski. Biała śmierć na Pilsku. „Wierchy”. 50, s. 307–310, 1981.
- ↑ a b c d Janusz Jędrygas: Tragedie w Beskidach – Pilsko. [w:] W górach [on-line]. [dostęp 2017-12-21].
- ↑ Zabójcza zima w Beskidach. [w:] Onet.pl [on-line]. [dostęp 2017-12-26].
- ↑ a b c d Po tragedii na stokach Pilska. „Dziennik Bałtycki”. Rok XXXVI (nr 283 (11115)), s. 1, 30 grudnia 1980.